| Źródło: Fot. Alka Wróblewska / Black Shadow Studio / Krakowskie Biuro Festiwalowe
Sacrum Profanum 2018: duża dawka improwizowanej muzyki [ZDJĘCIA]
Mityczna Meduza budziła przerażenie. Dominik Strycharski zmierzył się z jej obrazem zawartym w utworze „Głowa Meduzy” Witolda Szalonka.
Kompozycja ma być psychologicznym portretem mitycznej Gorgony. Flecista niemal wcielił się w tytułową postać, wkładając w swoje wykonanie ogromny ładunek emocji i zrozumienie dramaturgicznego sensu brzmień obmyślonych przez Szalonka.
Efekt wgniatał w fotel dzięki wirtuozerii solisty i przekonująco zbudowanej opowieści.
Nie słyszałem dotąd mocniejszej i tak porywającej interpretacji tego utworu.
Dominik Strycharski przyjął utwór Szalonka za obiekt dalszej reinterpretacji. Jego „Duch Meduzy” złożony został z podobnej wielości barw, efektów brzmieniowych i ekspresyjnej gry, ale został wzbogacony o sterowaną na żywo elektronikę, która multiplikowała i przetwarzała dźwięki grane przez muzyka.
Elektronikę trochę „zanieczyszczoną”, pełną nagłych zmian i przesunięć. Świetna rzecz, choć pewnie wymagająca jeszcze dopieszczenia, może lekkich skrótów.
Drugi koncert przyniósł dalsze przetworzenia klasyki polskiej muzyki. Tym razem odwołano się do legendarnych Actions Krzysztofa Pendereckiego – jedynej kompozycji, w której wrażliwość kompozytora, wtedy jeszcze sonorystyczna, styka się ze światem free jazzu.
Słynne wykonanie premierowe (z 1971 roku) podobno jednak zawiodło kompozytora.
W Krakowie wyzwanie podjęła Fire! Orchestra saksofonisty Matsa Gustafssona.
Wcześniej artyści wykonali dziewięć grafik muzycznych z przebogatego dorobku Bogusława Schaeffera. Abstrakcyjne układy wieloznacznych symboli i niesfornych kresek dają wielkie pole do popisu, jednak inwencją wykonawców rządziła tego wieczoru ekonomia środków.
Część interpretacji wydawała się dość solenna i ostrożna; wyróżniała się spośród nich solowa miniatura klarnetu basowego (Christer Bothén) i momenty gry całego zespołu.
Konfrontacja dwóch sposobów myślenia: twórcy muzyki partyturowej i wykonawców przyzwyczajonych do improwizacji to zawsze artystyczne ryzyko.
W „Actions” Pendereckiego najciekawsze były te fragmenty, w których wyraziście dawała o sobie znać sekcja rytmiczna – wtedy muzycy Fire! grali z największą swobodą.
Zachwycił mnie też dialog samego Gustafssona z grającą na saksofonie altowym Anną Högberg.
To był początek kulminacji utworu i zwieńczenia pierwszego barwnego dnia festiwalu
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj